znajdź projektanta

Klasyka plakatu

11 / 06


31 / 08 / 2016
Warszawa

Wiesław Rosocha

„Wszystko jest możliwe, wszystko to wiesz, wszystko to umiesz"

Wiesław Rosocha, wybitny polski grafik, laureat wielu nagród w kraju i za granicą, zdobywca Złotego Medalu na 24. Międzynarodowym Biennale Plakatu w Warszawie (2014) za pracę „Rosocha. Inne obszary, inne formaty”, która rok później otrzymała Złoty Medal na 11 Międzynarodowym Triennale Plakatu w Toyamie (Japonia). Artysta tworzy plakaty do spektakli teatralnych i operowych, współpracuje z czasopismami i dziennikami, projektuje okładki, ilustruje książki w Polsce i za granicą, a także tworzy prace niezależnie od zamówień. Chodzi własnymi, często krętymi ścieżkami, nade wszystko ceniąc niezależność i swobodę twórczą.

Ukończył technikum poligraficzne, które traktował jako przekleństwo, bo przyuczano go tam do odwzorowywania, naśladowania i upiększania, co było zaprzeczeniem jego marzeń i planów na przyszłość. Jednak nabyte umiejętności przydały mu się w praktyce po skończeniu studiów, a taką samą szkołę przed wojną kończył jego przyszły profesor i mistrz Henryk Tomaszewski. W Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie, w pracowni Eugeniusza Markowskiego i Jerzego Tchórzewskiego, artysta studiował malarstwo. Po trzecim roku studiów jako specjalizację chciał wybrać grafikę artystyczną. Wychowany na romantycznym micie artysty nie dopuszczał myśli, że można pracować na czyjeś zamówienie. A tu nagle usłyszał od asystenta Stanisława Wieczorka: „Nadajesz się na plakat, idź do Tomaszewskiego. Na pewno przyjmie cię z otwartymi ramionami”.    

       Szkoła Henryka Tomaszewskiego miała przemożny wpływ na kształtowanie osobowości artystycznej Wiesława Rosochy. Mistrz dawał studentom swobodę w działaniu, zachęcał do pracy i wspierał. Mawiał: „Wszystko jest możliwe, wszystko to wiesz, wszystko to umiesz, ja to tylko z ciebie wyciągam, pomagam ci. Później będziesz robił tak, jak będziesz chciał, ale teraz ja potrzebuję, żebyś to właśnie zrobił i ty to zrobisz”. Było to połączenie wolności i dyscypliny. Aby sprostać wymaganiom wielkiego nauczyciela, trzeba było stworzyć pracę na miarę jego wskazówek i na jak najwyższym poziomie w obrębie własnych ograniczeń.  Po latach Tomaszewski obdarzył Rosochę niezwykłym komplementem: „Nawet nie musiałem ci niczego mówić, ty już to sam wiedziałeś. Kiedy przynosiłeś pracę, to sam widziałeś, jakie są w niej błędy. Przynosiłeś w takim stanie, bo nie zdążyłeś tych błędów wcześniej zobaczyć”. Studia u Tomaszewskiego to okres intensywnej i bezustannej pracy na najwyższych obrotach. Powstawały wówczas setki szkiców i dziesiątki projektów.

       W 1975, w rok po skończeniu studiów, za sprawą mistrza Rosocha został asystentem w pracowni malarstwa Teresy Pągowskiej. Ukierunkowało to jego poszukiwania i dało mu dobrą, rasową szkołę malarską. Po trzech latach zrezygnował z posady z powodu ciężkiej, upolitycznionej atmosfery, jaka zapanowała na uczelni, a także z rosnącej potrzeby niezależności twórczej. Rozpoczął współpracę z kilkoma wydawnictwami, projektował okładki i ilustrował książki.  Dla wydawnictwa Czytelnik opracował graficznie „Abelarda i Heloizę” Ronalda Duncana. Praca ta zdobyła tytuł Najpiękniejszej Książki Roku 1980. Pojawiły się wówczas poważne zamówienia na plakaty teatralne i operowe, ale nie na długo, bo wkrótce nastał stan wojenny.  Rosocha konsekwentnie bojkotował oficjalny obieg państwowy, biorąc udział w podziemnym, niezależnym ruchu artystycznym.

     W 1985 zdobył Złoty Medal na Biennale Plakatu w Lahti, ale to nie znalazło przełożenia na jego sytuację w Polsce. Artysta utrzymywał się głównie z pracy nad książkami (m.in. dla wydawnictw Iskry i Czytelnik), z których część nigdy nie została wydana.  Pracując nad jedną z nich, zatytułowaną „Zwierciadło w zwierciadle. Labirynt”, napisaną przez Michaela Ende, przypadkowo odkrył nową metodę pracy, która wynikła z potrzeby skorygowania błędu – usunięcia plamy. W konsekwencji tego zdarzenia zaczęły pojawiać się w jego grafikach rozwiania, zmiękczania i falowania. Inną niewydaną książką, tym razem z powodu sprzeciwu autora, był „Malowany ptak” Jerzego Kosińskiego. Ilustrację do niej artysta wykorzystał w inny sposób. Po przełomie w roku 1989, kiedy padła cenzura, własnym sumptem wydał „Malowanego ptaka” jako serię plakatów i wówczas pojawiły się zamówienia na plakaty do opery, do teatru. Na początku lat 90. za „Malowanego ptaka”, otrzymał brązowy medal na Biennale w Toyamie, a równocześnie złoty medal w Art Directors Club w Nowym Jorku. Yusaku Kamekura, nadworny projektant cesarza japońskiego, zorganizował mu wystawę indywidualną w swojej galerii, a prowadzony przez niego magazyn artystyczny „Creation” poświęcił polskiemu artyście kilkanaście stron, reprodukując wiele jego plakatów i grafik. I to był początek światowej kariery.

Rosocha z uśmiechem określa swoje prace jako „interaktywne”, bo, jak wyjaśnia, zapraszają oglądającego do współdziałania intelektualnego, wejścia z nimi w mniej lub bardziej osobistą relację, Z całą powagą traktuje odbiorcę, uważając go za partnera, który czasem widzi i rozumie więcej niż sam autor.  Kieruje się intuicją, która dotyka istoty rzeczy, a dotyk ten jest jak muśnięcie powierzchni, na której tworzą się fale, które, wędrując dalej, otwierają prześwit pozwalający na dotarcie do kolejnych pokładów możliwego postrzegania.

Ilustracje i plakaty Rosochy są często czarno-białe, a jeżeli pojawia się w nich kolor, to nadal utrzymują się w ograniczonej tonacji barwnej. Siła rysunku bierze się z jego lakoniczności, syntetycznego ujęcia wieloaspektowego tematu, wyciągnięcia z niego kwintesencji i zamknięcia w znaku, który jest drogowskazem, a wybór, w którą stronę się udamy, należy do widza. Artysta nie narzuca nam odpowiedzi, jest tłumaczem świata, który „jest bardziej skomplikowany niż nasze prawdy o nim”. Nieoczywistość przekazu i dezorientacja, w którą nas wprowadza, wytrąca nas ze standardowego postrzegania. Mroczna, gęsta atmosfera uruchamia naszą podświadomość i pozwalamy się prowadzić w nieznane. Prace przesiąknięte erotyką wyzwalają ukryte instynkty i wciągają nas w labirynt doznań, do których nie wszystkim łatwo się przyznać. 

Artysta rysuje na luźnych kartkach, starych kopertach. Kiedyś je wyrzucał, a teraz zatrzymuje każdy skrawek zarysowanego papieru. To cenne szkice i najciekawsza faza pracy, faza poszukiwania. Poprzedza ją rysowanie „w głowie” i to dzieje się u niego bez przerwy, do tego stopnia, że nie zawsze rejestruje to, co się wydarza w tzw. świecie realnym. Widzenie wewnętrzne jest przestrzenne, trójwymiarowe, choć nie do końca miarodajne, bo dopiero płaski rysunek na papierze i spojrzenie nań z zewnątrz, pozwalają zobaczyć, czy pomysł jest dobry i w którą stronę należy pójść. W pracach Rosochy nie ma niczego z bieżącej obserwacji. Zawsze mamy do czynienia z przekształceniami. Głowa wygląda jak głowa ludzka, oko jest jak oko, ale są to rysunki ze zdjęć. Zestawione elementy tworzą kolaż, nadając wykorzystanym elementom inny wymiar kolejnego przetworzenia.

Na słownik wizualny Rosochy składają się powtarzające się po wielokroć elementy przewodnie: głowy, profile, oczy, litery, ciało ludzkie, zwykle we fragmentach, które dozwolone jest nam zobaczyć. Artysta ma czasem wrażenie, że tworzy wciąż tę samą pracę, że został schwytany w pułapkę, Jak mówi – jest zamknięty w swojej głowie i ciągle do niej powraca. Multiplikuje, redukuje, fragmentaryzuje, syntetyzuje. Głowa to miejsce, gdzie znajduje się mózg odpowiadający za naszą percepcję. Oko to instrument widzenia, umiejscowiony w głowie. Praca graficzna docierająca do nas przez oczy, odbierana intelektualnie, ale też fizycznie, jest niczym posłaniec, któremu Rosocha wręcza wiadomość adresowaną do wszystkich. Sądząc po uznaniu, z jakim spotyka się jego twórczość, grono odbiorców, do których ona dociera, wciąż rośnie.
Małgorzata Sady


Kawiarnia Relaks, Puławska 48, wejście od Dąbrowskiego 8, Warszawa
10 czerwca - 31 sierpnia 2016
 
Więcej informacji

^ Wróć na górę